Forum Forum ots Poland Holigans Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Wyprawa w ciemnosc

 
Odpowiedz do tematu    Forum Forum ots Poland Holigans Strona Główna » Opowiadania Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Wyprawa w ciemnosc
Autor Wiadomość
Cholernik
Administrator
Administrator



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Post Wyprawa w ciemnosc
Wyprawa w Ciemność
Rozdział I
„Tu nic nie ma, Morlokus musiał się pomylić” myślałem przemierzając mroczne tunele w poszukiwaniu ukrytej komnaty z przejściem międzywymiarowym. Po kolei deptałem coraz więcej natrętnych gryzoni. Zaczynało mnie to powoli nudzić. Podróż w półmroku rozświetlany przygasającą kopcącą pochodnią. Do tego ten fetor, smród gnijącego mięsa mieszający się odorem odchodów przyprawiał o zawrót głowy. Niestety musiałem iść dalej. Morlokus uparł się, abym mu przyniósł jaja „starożytnych”. Kiedy o tym pomyślałem, przypomniałem sobie naszą rozmowę przy kuflu pienistego piwa:
-Nie zostało wielu „Starożytnych” stąpającyh po ziemi - powiedział
-Konkrety - ile mi zapłacisz i jak mam je zdobyć??? – spytałem, starając się szybko skoczyć rozmowę
-Będziesz zadowolony. Musisz przejść przez podziemia nieumarłych. – ciągną się do sekretnej komnaty a droga wiedzie przez straszne miejsca. Z komnaty przeniesiesz się na niedostępne „Lądy Starożytnych”. Gniazdo z jajami znajdziesz tam.

Rozdział II

Z zamyślenia wytrąciło mnie bolesne ukąszenie w łydkę przez jednego ze szczurów, który kilka sekund później stracił głowę. Po wybiciu reszty natrętów postanowiłem coś zjeść i zapalić nową pochodnię. Starą zatknąłem w ziemię a nową odpaliłem od niej i wetknąłem obok poprzedniej. Z plecaka wyjąłem prowiant i spożyłem jedna rację dzienną. Gdy się już pokrzepiłem, ruszyłem w dalszą drogę. Bez przeszkód dotarłem do schodów zrobionych z ludzkich kości oraz czaszek. „Szczury raczej tego nie zbudowały” pomyślałem patrząc na „twór”. Wolałem przygotować się przed zejściem niżej. Tak więc zatknąłem za pas kilka run ofensywnych oraz parę leczących, poprawiłem zbroję wykonaną z czarnej, mocnej, błyszczącej w świetle pochodni stali a z pochwy wyjąłem ognisty miecz. Mocniej przypiąłem tarcze i poustawiałem resztę rynsztunku - byłem gotów. Kiedy schodziłem, ogarnął mnie lęk, gdy kości chrzęściły mi pod stopami. Wtem poślizgnąłem się i lśniąca biała czaszka obsunęła się i spadła na podłogę. Trzask kruszonej kości wypełnił korytarze a ja zamarłem w bezruchu. „Co teraz będzie??”, „ Czy moja obecność została już zauważona??” - te i tysiące innych podobnych myśli przetoczyły się przez moją głowę w jednej sekundzie. Zrobiło mi się gorąco, pot oblał całe moje ciało. Stałem tak jeszcze kilka sekund. Pomyślałem, że tu jednak niczego nie ma. Chwilę ochłonąłem i miałem zamiar już ruszać dalej, wtem usłyszałem głuchy odgłos bębna i jakby setki kościstych stóp uderzających o marmurową posadzkę. Mój miecz zajaśniał mocniejszym ogniem jakby wyczuwając niebezpieczeństwo. Stanąłem w pozycji bojowej wyczekując wroga. Miecz rozpalił nowy płomień, nigdy takiego nie widziałem. Zobaczyłem w oddali białe poruszające się sylwetki, były Ich dziesiątki. Czekałem...
CDN

Takie moje opowaidanko.
Wielkie Thx dlae Nethara (poprawił kilka małych pomyłeczek )
EDIT:
Comment plx
Jak myślicie to kicz czy mam pisac cz.2??? Oceńcie, moim zdniem zaluzylem przynajmniej na -4

CZ.2-ga

Rozdział III

Szli powoli równym krokiem w zwartym szeregu. Za nimi czaili się kościeje z łukami. W jednej ręce dzierżyłem miecz w drugiej pochodnię. Po sekundzie namysłu cisnąłem ją przed siebie. Po krótkim locie wbiła się w czaszkę jednego z wrogów. Ten natychmiast stanął w płomieniach. Reszta nawet się nie zatrzymała żeby na niego spojrzeć. „Nonsens” –pomyślałem- „One nie widzą. Nie mają oczu. Więc jak?... Nie pora na takie rozważania”. Szybko podjąłem tarczę. Wtem mój wzrok znowu opadł na palące się kości. „No jasne ale nie mam tylu pochodni” -przeszło mi przez myśl. Wtem przypomniałem sobie o runach wyjąłem zza pasa tę ognistą. Skoncentrowałem się na niej zajaśniała błękitem wtem grupa szkieletów wybuchła rozrzucając wszędzie swoje szczątki i zapalając inne. Ocalała niewielka ilość przeciwników w tym jeden łucznik. Ustawiły się w kręgu osłaniając kościeja. „Niemożliwe coś inteligentniejszego musi sprawować nad nimi władzę”. Z zamyślenia wyrwał mnie obraz lecącej strzały w moim kierunku. Cudem zdążyłem schylić głowę i strzała odbiła się od pancerza. Tego było już za wiele. Ustawiłem tarczę. miecz przyczepiłem do boku tarczy schyliłem głowę ruszyłem szarżą na krąg. Wpadłem z impetem na szkielety zbijając przy tym kościeja. Odpiąłem miecz od tarczy i zacząłem zadawać ciosy. Były za wolne po chwili została tylko trójka szkieletów jeden z nich zablokował mój miecz a pozostałe rzuciły się na tarczę przygniatając mnie. Miecz wypadł mi z ręki. Jeden z nich ugodził mnie w lewe ramię. Paraliżujący mróz przeszył moją rękę. Leżały na mnie miały już zadać cios wtem odpiąłem srebrny miecz od nogi i jednym ciosem przeszyłem czaszki wszystkich naraz. Ostrze przeszło jak przez masło. Padłem na zimną podłogę chcąc dać odpocząć mięśniom. Kiedy się podnosiłem podparłem się lewą ręką. Upadłem rana zadana przez szkieleta dała o sobie znać. Jadziła się. Na szczęście w plecaku nosiłem słoik z pijawkami właśnie na takie okazje. Wziąłem trzy pierścienice. Przyłożyłem je do rany. Wyssały jad a następnie zamarzły i odpadły od rany. Wziąłem bandaż z elfich drzew. Elfy zbierają łuszczącą się korę Entów i robią z nich najróżniejsze leki. Poczułem się znacznie lepiej. Przewiesiłem rękę przez kawałek materiału. Była zbyt zraniona aby dźwigać tarczę. Pozbierałem mój rynsztunek i odpaliłem pochodnię. Ruszyłem w dalszą drogę. Nagle poczułem na sobie czyjeś złowrogie spojrzenie. Tak jak wtedy kiedy wchodziłem na te przeklęte ziemie. Odwróciłem się natychmiast lecz niczego nie ujrzałem. Maiłem już iść gdy wtem przed moją twarzą pojawił się ognisty robak.CDN

Rozdział IV

Robak szybował w powietrzu zostawiając ogniste smugi. Najpierw „narysował” „M” a potem strzałkę w prawo i zniknął. Nie miałem wyboru. Poszedłem we wskazanym kierunku. „Czemu M? czemu M?”- trapiło mnie to- „Morlokus nic nie wspominał o ognikach. No jasne M jak Morlokus ,dzięki!!!”. Szedłem dalej . Po drodze zapaliłem nową pochodnię. Zmęczyłem się. bo chyba szedłem cały dzień. Nie wiem bo tutaj nie ma ani dnia ani nocy tutaj istnieje tylko mrok i smród. Właśnie smród nagle przestałem go czuć. Dziwne, może wystarczająco oddaliłem się od plugawstwa. Usiadłem aby odpocząć. Wyjąłem kawałek marynowanego mięsa i zacząłem powoli je żuć. Po skończonym posiłku zmieniłem bandaż. Rana już się prawie zasklepiła. Siedziałem jeszcze chwilę na ziemi. Ziemia!!!. Nawet nie zauważyłem kiedy skończyła się posadzka z czarnego marmuru. Chciałem się podnieść, ale usłyszałem stłumiony głos wołający:
-Azaiah shi! Berandurr! Pomocy!
„Istota zna różne języki. Elfi krasnoludzi i ludzki. To nie może być szkielet. One jak nauczą się jednego języka to sukces.”- myślałem. Wołanie się powtórzyło. Postanowiłem podążyć za głosem. Po pewnym czasie podróży dostrzegłem skuloną postać w skalnej niszy. Zbliżyłem się.

Rozdział V

-Elfka!- niemalże krzyknąłem- Co ty robisz?!
-Krwawię-wydusiła- pomożesz człowieku?
-Gdzie?! Pokaż!- rozkazałem wbijając pochodnię obok niej.
Przesunęła ręką wzdłuż tułowia od szyi aż do brzucha. Zgrabnym delikatnym ruchem zdjąłem z niej ubranie. Rana ciągnęła się od barku przez kształtną pierś do pępka.
- Szkielety czy Ghoule? – spytałem wyciągając słój z pijawkami bandaże i fiolkę z fioletową cieczą.
-Te pierwsze- wykrztusiła.
Brzydziła się pierścienic, ale zniosła ich obecność na swoim ciele. Po odessaniu jadu stało się z nimi to samo co z ich poprzedniczkami. Zamarzły, odpadły i roztrzaskały się o ziemię. zawartość fiolki wylałem na ręce i zacząłem smarować jej piersi oraz okolice pępka. „Ha wiedziałem, że smocza krew jeszcze mi się przyda.” pomyślałem. Wziąłem bandaż z kory Enta.
- Skąd to masz?0- spytała już znacznie mocniejszym głosem, gdy ją opatrywałem.
- Od Morlokusa- odparłem – powiedział, że dostał od przyjaciela.
- Skąd znasz Morlokusa?
- Zlecił mi zadanie.
-Masz mu przynieść jaja?
-Tak, ale skąd...
-Miałam zrobić to samo- przerwała mi.
Po zawiązaniu opatrunku wyjąłem jedzenie i podałem jej. Jadła z apetytem
-Jesteś trzeci. Przede mną szedł krasnolud, ale Ghoule zamieniły go w podobnego sobie.- ciągnęła- mnie zraniły ale zaczęłam uciekać. Ścigały mnie jakiś czas, ale porzuciły to sądząc iż umrę i tak czy siak.- przerwała na chwilę, żeby przełknąć kęs.
-Długo tu siedzisz?- spytałem.
-Trzynaście pochodni.
-Długo. -skomentowałem
-Elfickich.
-Siedem dni?- spytałem z niedowierzaniem.
-Sześć, jedną pochodnię zgubiłam.
Na chwilę zapadła cisza przerywana tylko odgłosem chrupanego jabłka i bulgotem popijanej wody.
-Chcesz iść dalej czy zawrócić?- spytałem po kilku minutach milczenia.
-Muszę iść.
-Czemu?- zdziwiłem się.

Rozdział VI

-Ma mojego ojca.
-Kto?
-Mrolokus. Porwał go. Ojciec był świetnym wojownikiem, ale zestarzał się.
-Mi obiecał sowitą nagrodę.
-Akurat to złodziej i bandyta.
-Czemu go nie zabijesz?- spytałem
-Bo nie wiem gdzie trzyma ojca.-odparła- Proszę, pomóż mi odnaleźć jaja.
-Dobrze, pomogę. –odparłem i po chwili namysłu spytałem- Masz jakąś broń?
-Owszem. Łuk. O nie! Złamany!
-Cholera!
-Co?
-No cholera!
-Nie rozumiem.
-Nie ważne pokaż ten łuk- rozkazałem.
Podała mi łuk wskazując miejsce złamania. Dokładnie się przyjrzałem.
-Przydało by się jakieś drewno do usztywnienia.- skomentowałem.
-Mam deszczułki do złamanych kończyn.
-Daj.- powiedziałem- A jakiś sznurek??
-Dwie zapasowe cięciwy.
-Dobrze daj jedną..
Przyłożyłem drewienka do łuku i zawiązałem sznurkiem bardzo ciasno. Chciałem odciąć resztę zwisającego sznurka lecz nie mogłem.
-Nie uda ci się- skomentowała.
-Co się nie uda?
-Przeciąć tego sznura.
-Czemu?
-Bo to sznur z grzywy jednorożca. Przetnie je tylko czyste srebro.
-Nie możliwe nie żyją od setek lat.
-Tu tak, ale w mojej wiosce zachowało się kilka tysięcy sztuk na farmie. Polowano na nie dal rogów.
-To co zrobić z tą resztką?- zapytałem.
-Zawiąż całe.
-Skończone. Wypróbuj!- rozkazałem.
Wzięła łuk. Nałożyła strzałę i napięła cięciwę. Wypuściła strzałę, która poszybowała prosto w środek wypalonej pochodni.
-Świetnie. Jak cię zwą?
-Malwina -odparła.
-Ludzkie imię!- krzyknąłem zaskoczony.
-Matka tak chciała. Dziwna była. Umarła trzynaście dni po moich narodzinach.
„Trzynaście, mistyczna liczba w elfich wierzeniach. Trzynasty Bóg był władcą piękna i dobrych emocji. Czyżby ona była w przepowiedniach?? Niemożliwe, przecież to miał być męski potomek. A jednak.” -z rozmyślań wyrwało mnie jej pytanie:
-A tobie jak na imię?
-Mnie Antonim zwą.
-Bardzo ludzkie. Ruszajmy już.

Rozdział VII

„Była piękna. Za każdym razem kiedy patrzyłem w jej szmaragdowe oczy moje serce mocniej biło. Kruczoczarne włosy opadające na ramiona lśniły w nikłym świetle pochodni. Rubinowo czerwone usta zgrabnie poruszały się przy każdym słowie. Była piękna”
-Czy ty mnie słuchasz?- spytała
-Co mówiłaś?- wyrwało mnie to z zamyślenia.
-Pytałam co będziesz robił po odniesieniu jaj Morlokusowi.
-Nie mam pojęcia- odparłem- a ty?
-Też nie wiem.-CIĄG DALSZY-Chyba wrócę do wioski i założę warsztat produkcji i naparwy łuków razem z Ojcem- powiedziała.
Nie wiem czemu po usłyszeniu tych słów posmutniałem. Szliśmy dalej w milczeniu. Wtem potknąłem się i runąłem jak długi na twradą marmurową posadzkę." Cholera jasna, znowu! Kiedy te płyty się zaczeły?!" pomyślałem i wstałem z kłującym bólem w brodzie.
-Nic ci się nie stało?- spytała zatroskana.
-Nie, tylko będę miał pamiątkę- odparłem pocierając siniak na twarzy.
-Zobacz o to się potknąłeś- wskazała na ziemię. Przyjżałem się.
-Płyty!- wykrzyknąłem kiedy zoabczyłem granicę między litą ziemią a marmurem.
-Chodźmy nie ma co tracić czasu- powiedziała moja towarzyszka.
I ruszylismy, szlismy bardzo długo nie pamietam ile.W końcu korytarza ujrzeliśmy drzwi. Podbiegliśmy do nich. Gdy już do nich dotarlismy zaczęliśmy je oglądać. Solidne mosiężne drzwi ze stalowym zamkiem. Normalne drzwi jakich wiele. Tylko klamka była wyrzeźbiona w kształsie smoczego ogonu.
-No nic odpocznijmy chwilę a potem pomyślimy jak się tędy przedostać- powiedziałem i natychmiast usiadłem. Zacząłem wypakowywać prowiant. Zjedliśmy po kawałku suszonych ryb z ziołami. Po posiłku ja odpoczywałem a Malwina oglądała drzwi i cały czas coś murczała pod nosem. Udawało mi się wychwytywać pojedyncze słowa, ale nic z tego nie zrozumiałem. Chciałem poszukać czegoś w kieszeniach. Zawsze coś tam mam czy sznurek czy kamyk, od tak poprostu. Jak się nudzę to sobie podrzucam albo coś w ten deseń. Kiedy sięgałem do kieszeni moja ręka trafiła na pas z włożonymi tam runami. "Może by podpalić drzwi?" pomyślałem gdy dotknąłem jedej." E to nic nie da, chyba że. Wysadzić. Tak to jest myśl."
-Wyszadzimy je!- krzyknąłem podniecony.
-Co?- spytała moja towarzyszka.
-Wysadzimy drzwi pomóż mi wepchnąć tą runę pod drzwi- rozkazałem. Zaczeliśmy uderzać o marmur wreszcie odlupał się kawałek ale za mało więc kuliśmy dalej aż wreszcie powstała wystarczająco duża szpara aby wetknąć tam "ładunek". Podłożyliśmy runę pod drzwi i odsunelismy się, a ja następnie wyjąłem drugą runę. Skoncentrowałem się na niej, zajaśniała błekitnym światłem. Zmieniła się w ognistą kulę i natychmiast spojrzałem na drzwi. Strumień gorąca poszybował w stronę mojego spojrzenia. Nastąpił wybuch zatrząsło ścianami i drzwi stanęły otworem. W pośpiechu ruszyliśmy dalej. Za drzwiami był malutki pokoik w którym z trudem się zmieściliśmy się z pełnym rynsztunkiem. W prawym rogu widniała dźwignia. Zdecydowałem zaryzykować i pociągnąlem za nią. Ujrzelismy błekitne jasne światło. Poczuliśmy coś jak by nas coś wsysało. Ujrzelismy jasną niebieską ścieżkę w ciemności. Ruszyliśmy do przodu.
CDN

Rozdział VIII

Jasne, błękitne światło wzbudzało w naszych sercach niepokój. Strach przed nieznanym zaczynał powoli opadać. Zdecydowałem się. Ująłem moją kompanke za rękę, ruszyłem i pociągnąłem ją za sobą. Ledwie Przeszliśmy kilka kroków, a obraz zaczął z powrotem układać się w logiczną całość. Po chwili ujrzałem już taki sma pokój jak wcześniej, ale tym razem drzwi były uchylone a przez szparę wpadała struga słonecznego światła.
-Nareszcie!- krzyknałem podniecony wychodząc na daelikatnie zroszoną łąkę
-Czyste powietrze.
- Tak, ale jakoś tu dziwnie- powiedziała Malwina- rozejrzyj się. Czy tak wygląda zwyczajna łąka?
- Rzeczywiście. Jest wogóle niezdeptana, bardzo wysoka i dotego pokryta jakimś dziwnym pyłem.- powiedziałem pocierając palcem kosmyk zielska.
-To popiół- powiedziała moja towarzyszka.
-Hmm... Zadziwiające.-odparłem
-Spójrz tam- powiedziała wskazując palcem. Odwróciłem głowę we wskazaną stronę. Ujrzałem bardzo gęsty las a za nim unosiła się czerwona poświata.
-Chodźmy zobaczymy co się tam dzieje.- i ruszyliśmy. Przedzieraliśmy się przez bardzo gęsty las. Niejeden raz mósiałem mieczem scinać wybujałe krzaki.
Doszlismy na małą polankę i postanowiliśmy odsapnąć na niej przez chwilkę. Zjedliśmy po kawałku chleba i napilismy się wody.
-Kończy się- stwierdziłem- przydałby się jakiś rtumyczek.
-Owszem. Ja mam mniej wody -odparła.
I jak na życzenie usłyszałem delikatny chlupot wody.
-Słyszysz? -spytałem.
-Tak. To woda. Chodźmy tam.- rozkazała. I ruszliśmy, a po pewnym czasie doszliśmy do małej rzeczułki. Postanowiliśmy napełnić bukłaki. Woda była brudna zmieszana z czyms szarym. "Trudno"- pomyślałem- "nie mam wyboru" i wziąłem łyk wody i odrazu wyplułem.
-Cholera, znowu popiół.
-Wszędzie popół. Czy tu jest jakiś wulkan?
-Może, może ta poświata pochodzi od niego.
-Bardzo prawdopodobne, ale nie możemy wybrzydzać napełnijmy pojemniki starając się "złapać" jak najmnije popiołu.
-Dobrze.- i tak terz uczynilismy. Po ugaszeniu pragnienia ruszylismy w dalszą drogę, w stronę czerwonego światła.
CDN.

Rozdział IX

Po pewnym czasie podróż stała się łatwiejsza, ponieważ puszcza trochę się przeżedziła i wyglądała teraz raczej jak lasek. Nareszcie wyszliśmy z lasu. Zauważyłem scieżkę ciągnącą się w strome skaliste góry. Z góry bił gorący blask. Snop czerwonego światła bił w niebo niczym ogromne ognisko. Nadchodził zmrok. Psotanowliśmy zrobić sobie posłanie z trawy. Kiedy już słońce zchowało się za górami położylismy się na naszym łożu. Byliśmy strasznie zmęczni. Niezważalismy na czerwoną poświtę. Objąłem towarzyszką w tali i zasneliśmy. Nie wiem jak długo spałem, ale kiedy się już obudziłem Malwina zdążył rozpalić ognisko i upolować ogromnego węża. Leżałem jeszcze chwilę na trawie słuhając odgłośow trzaskających gałęzi pożeranych przez płomienie. Wstałem kiedy poczułem zapach pieczonego węża.

Rozdział IX

Po pewnym czasie podróż stała się łatwiejsza, ponieważ puszcza trochę się przeżedziła i wyglądała teraz raczej jak lasek. Nareszcie wyszliśmy z lasu. Zauważyłem scieżkę ciągnącą się w strome skaliste góry. Z góry bił gorący blask. Snop czerwonego światła bił w niebo niczym ogromne ognisko. Nadchodził zmrok. Psotanowliśmy zrobić sobie posłanie z trawy. Kiedy już słońce zchowało się za górami położylismy się na naszym łożu. Byliśmy strasznie zmęczni. Niezważalismy na czerwoną poświtę. Objąłem towarzyszką w tali i zasneliśmy. Nie wiem jak długo spałem, ale kiedy się już obudziłem Malwina zdążył rozpalić ognisko i upolować ogromnego węża. Leżałem jeszcze chwilę na trawie słuhając odgłośow trzaskających gałęzi pożeranych przez płomienie. Wstałem kiedy poczułem zapach pieczonego mięsa.
-Nareszcie jakieś jedzenie świeżo zrobione- powiedziałem delektując się delikatnym zapachem piekącej się potrawy.
-Wreszcie wstałeś- powiedziała Malwina.
-Tak. Bardzo dobrze mi się spało. Byłem wyczerpany-odparłem.
-Idź się wykąp w strumieniu. Tam na lewo od tych krzaków-wskazała.
-Przecież rzeka jest zapopielona.
-Tam nie, bo wyżej strumień jest zablokowany pniem, i woda tutaj jest czystsza, ponieważ pyły się zatrzymują na starym zwalonym drzewie.
-A ty się nie kąpiesz?- spytałem kiedy bylem gotów pójść się wykąpać.
-Ja już się myłam- odparła.
-Aha.- odparłem i poszedłem nad strumień. "Cholera, kto późno przychodzi ten sam sobie szkodzi"- pomyślałem kiedy już byłem na brzegu. Rozebrałem się i wskoczyłem do wody. Była zimna i rześka. Górski strumień był tu jednak dość szeroki i wolny. Po pewnym czasie pływania zrobiło mi się zimno więc postanowiłem wyjść na brzeg i się ubrać. Powróciłem do naszego legowiska. Przysiadłem przy już dogasającym ogniu i z apetytem zjadłem swoją część. Śniadanie przebiegło w milczeniu. Ja jadłem a ona leżała na brzuchu i obserwowała coś w trawie. Po chwili nie wytrzymałem ciszy i po przełknięciu kawałka spytałem:
-Czemu się tak przyglądasz?- Nieodpowiedziała od razu.
-Rutuałowi godowemu jaszczurek- odpowiedziała pochwili nieodrywając wzroku od pary gadów.
-Aha- powiedziałem i znów nastała cisza. Skończyłem jeść i wypiłaem kilka łyków z bukłaka. Posiedziałem jeszcze chwile nad dogasającym ogniskiem i wkońcu stwierdziłem:
-Chyba powinniśmy ruszać w dalszą drogę.
-To zagaś ognisko a ja jeszcze chwilę popatrzę.-odpowiedziała. "Co tam jest takiego fascynującego?"- pomyślałem i zabrałem się za zakopywanie żaru. Po paru minutach skończyłem.
-Chodź- powiedziałem- wszytsko jest zrobione.
-Co? Ah tak- odparła dalej wpatrując się w chaszcze. "Przesada"-pomyślałem a powiedziałem:
-Cholera, chodź, wkońcu ma twojego ojca!- krzyknąłem i szarpnąłem ją za rękę.
-Co się dzieje?- spytała zaskoczona.
-Nie pamiętasz po co tu przyszliśmy?- spytałem ze zdziwieniem.
-Po co?- odpowiedziała pytanie na pytanie. To było bardzo dziwne. Spojrzałem w trawy a tam lezał byłyszczący niebieski kamień. Niesbposób było oderwać odniego wzrok. Naszczęście zdązyłem zasłonić oczy ręką. Wziąłem jakąś szmatę i rzuciłem na kamień. Owinąłem go szczelnie. Położyłem go na kawałku drewna. Wziąłem miecz. Znowu mocno zajaśniał ogniem. Zamachnąłem się.Zadałem cios. Gdy tylko ostrze dotknęło kamienia rozbyłysły dwa światła czerwone i niebieskie. Chyba to był jakiegoś rodzaju wybuch. Ciemność. " Czy ja umarłem?"- pomyślałem, i poczułem ostry ból w głowie- " jeszcze nie. O cholera ale mnie napier***a łeb". Otworzyłem oczy. Zobaczyłem Malwinę pochylającą się nadmną i coś mówiącą. Po pewnej chwili zacząłem rozumieć co mówi.
-Nic ci się nie stało? -spytała pełna troski.
-Nie. Tylko czemu mnie tak cholernie boli głowa?-odparłem.
-Przeleciałeś dwa jardy i zatrzymałeś się na drzewnie. Dobrze, że miałeś hełm inaczej zamiast mózgu miałbyś miazgę.
-Co to było?- spytałem chwytając się za głowę.
-Znasz się na magii? To był kamień hipnotyzera. Bardzo stary i pełen mocy. Dlatego tak eksplodował.
-Dlaczego czuję się jakbym miał szpilki w całym ciele?
-Rąbnąłeś o drzewo. Wszędzie poleciały drzazgi. Wpadły ci za zbroję.
-Aha, a gdzie moja zbroja?
-Przy legowisku. Chodź spróbuj się podnieść. Muszę usunąć drzazgi.
-Znowu ból?- spytałem z niechęcią.
-Niestety- powiedziała i pomogła mi się podnieść. Dowlekliśmy się do naszego legowiska i położyłem się na brzuchu jako, że na tej stronie ciałą niemaiłem drzazg. Ale najpierw musiałem się całkiem rozebrać.
-Ty wykorzystujesz sytuację- powiedziałem posyłając tak zwane "oczko".
-No wiesz. Jak możesz.- powiedziała wyjmując cążki do wyrywania drzazg.
-Żartowałem sobie.
-Nie lubię kiedy się ze mnie żartuje. Ja chcę tylko pomóc.
-Przepraszam.- powiedizałem i syknąłem, bo jednym ruchem została wyrwana drzazga.- Można by delikatniej?- poprosiłem.
-Jak chcesz ale będzie się dłużej goić- mruknęła
-Dobrze już dobrze.-powiedziałem i nic już się nic nie odzywałem. Po jakimś czasie skończyła wyrywać drzazgi, a zaczęła mnie smarować jakaś maścią. Zabandażowała mnie od piersi aż do pasa. Skończyła. Podnisłem się na rękach i siadłem.
-Dzisiaj nigdzie nie pójdziemy- mruknęła- musisz odpocząć.
-Dobrze- odparłem chciałem jej jeszcze podziękować za opiekę ale zniknęła w lesie.
CD

Porzewróciłem się na bok i nawet nie wiem kiedy usnąłem. Obudził mnie cichy szelest tuż obok mnie. Zerwałem się.
-Ach. To ty- powiedziałem z ulgą.
-Tak- powiedziała i nic już się nie odezwała. Nacięła trochę trawy i zrobiłą sobie nowe legowisko. Przyglądałem się temu, ze stoickim spokojem. Położyła się na plecach i patrzyła w niebo. Mamrotała coś do siebie. To chyba były jakieś modły do nieznanego mi Elfickiego Boga. Przestała mruczeć więc pomyślełem, że skończyła. Wstałem, a ona nawet nie drgnęła. Podszedłem i usiadłem obok niej. Patrzyłem się w jej oczy. Rozprostowałem nogi. Dalej nie było rzadnej reakcji z jej strony. Dopiero gdy położyłem się obok niej odwróciłą głowę w moją stronę ale milczała. Nie lubię ciszy więc ją przerwałem.
-Wiesz. Chciałem ci podziękować za opiekę.- powiedziałem, lecz ona nic się nie odezwała tylko przekręciła głowę i ponownie zaczęła wpatrywać się w gwiazdy. "Cholera- pomyślałem- Arkana mózgu kobiety są nieprzemieżone i nie zbadane". Chciałem ją przeprosić ale nie miałem nic co mógłbym jej dać. " A niechto, nienawidze takich problemów"- pomyślałem a powiedziałem.
-Chciałem cię przeprosić za ten kiepski żart wtedy. Niestety nie mam nieczego co mógłbym ci dać na przeprosiny- powiedziałem.
-Hmmm.- mruknęła i znów cisza. " A pierdolić to najwyżej da mi w pysk"- pomyśłełem i pocałowałem ją najczulej jak tylko mogłem.
-Tylko to mogę ci dać.- usprawiedliwiłem się. Poderwała się. Otworzyłae usta. Już pomyślałem" Cholera zarz dostane policzek lub zwyzwa mnie". Stało się natomiast co innego.
-Przeprosiny przyjęte.- powiedziała i uśmiechnęła się puszczając tak zwane "oko".- Ale wiesz strasznie jestem senna. Biegałam cały czas po lesie próbując upolować coś. Możemy teraz już spać?- dodała.
-Dobrze.- odparłem. Przytuliłem się do niej, objąłem ją w tali a ona obróciła się do mnie twarzą. Zasnąłem z ręką na jej udzie, a ona przytuliła się do mojego torsu.Zasnęliśmy nie wiedząc co przyniesie jutro.

Rozdział X

Spaliśmy bardzo długo. Słońce było wysoko kiedy się obudziłem. Ona jeszcze spała. Leżałem poruszając się jak najmniej, żeby jej nie obudzić. Obróciła się troszkę jej włosy spadły mi na rękę w pobliżu twarzy. Zacząłem je delikatnie głaskać. Piękne czarne lśniące włosy były długie, sięgały aż do ramion. Unosił od nich cudowny zapach lawendy. Spała bardzo spokojnie. Przytuliłem się do niej mocniej przymykając oczy. Ona też uścisnęła mnie uścisnęła. Leżałem tak jakiś czas mając przymknięte oczy. Poruszyła się. Natychmiast otwarłem oczy. Obudziła się.
-Witaj.- powiedziałem kiedy przecierała oczy.
-Aaach. Ale długo spałam- powiedziała ziewając- dawno tak dobrze nie spałam.
-I ja.- powiedziałem- Chodźmy powinniśmy się wykąpać zjeść coś i ruszyć dalej.
-Tak.-powiedziała podnosząc się z ziemi.
-Chodź.- wziąłem ją za rękę.
-Już, już. Jeszcze chwilunię.
-Może cię zanieść?- zapytałem uśmiechjąc się.
-Jak chcesz?-odparła pytanie na pytanie.
-Będziesz mogła dłużej pospać.- stwierdziłem.
-Dobrze.- powiedziałą a ja wziąłem ją na ręce. Kiedy szedłem w kierunku strumienia wpatrywałem się w nią kiedy tak spała na moich rękach. Zapatrzyłem się tak bardzo, że o mało nie zachaczyłem głową o niską gałąź. Po chwili doterliśmy na miejsce. Położyłem ją opierając o drzewo. Zbliżyłem się do jej ucha i szepnąłem:
-Poraw wstawać. Chyba, że mam cię odrazu rozebrać i wrzucić do wody.
-Mhm tak już już wstaję.
-Chyba muszę ci pomóc. - powiedziałem i chwyciłem ją za ubranie. Nawet nie zareagowała. "Jak mus to mus" pomyślałem z dziwnym zadowoleniem. Rozebrałem ją do naga. Wziąłem na ręce i koniuszki jej stóp zanurzyłem w wodzie. Dopiero to ją obudziło.
-Ach- krzyknęła i podkurczyła nogi.
-Wreszcie się obudziłaś- powiedziałem i się uśmiechnąłem a ona mi odpowiedziała uśmiechem.- No wskakuj do wody- rozkazałem.
-Dobrze.-odparła i delikatni wsunęła się do wody. Ja sam też się rozebrałem i wszkoczyłem do wody rozpryskując wszędzie krople. Ochlapłem ją, a ona mnie. Zaczęliśmy się bawić jak małe dzieci. Przy zabawie zupełnie zapomnialiśmy o naszej misji. Po pewnym czasie wyszlismy na brzeg. Wysuszyliśmy i ubralismy się. Usiedlismy pod drzewem i odpoczęliśmy chwilę.

CDN


Post został pochwalony 0 razy
Śro 23:17, 12 Kwi 2006 Zobacz profil autora
Kuba Miller
Gadula
Gadula



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Lubaczów

Post
Nawet Fajne:D


Post został pochwalony 0 razy
Sob 22:02, 15 Kwi 2006 Zobacz profil autora
Marshall
GameMaster



Dołączył: 19 Kwi 2006
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Ruda $laska

Post
nieee.. ja nie moge OMG przeczytalem to po tygodniu meczenia a tak mi sie nie chcialo ale nawet spoX moje siorce sie podobalo RazzP heh.. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Śro 14:57, 26 Kwi 2006 Zobacz profil autora
Cholernik
Administrator
Administrator



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Post
LOL jak po tygodniu ale sciema jak na forum jestes od kilku dni xD


Post został pochwalony 0 razy
Śro 21:20, 26 Kwi 2006 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Forum ots Poland Holigans Strona Główna » Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin