Forum Forum ots Poland Holigans Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Prawdziwa historia --- bardzo dlugie !

 
Odpowiedz do tematu    Forum Forum ots Poland Holigans Strona Główna » Opowiadania Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Prawdziwa historia --- bardzo dlugie !
Autor Wiadomość
Cholernik
Administrator
Administrator



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Post Prawdziwa historia --- bardzo dlugie !
Pierwsza Prawdziwa Powieść (PPP)

1. Plaga

Smętnie otworzyłem oczy. Ujrzałem białe mury świątyni. Spróbowałem wstać. Nagle sobie uświadomiłem że stoję! Rozejrzałem się. Dookoła wędrowało mnóstwo ludzi. No właśnie LUDZI! Więc czemu właśnie ja musze być tym odmieńcem – ELFEM!!!
- Uspokój się – zagadał do mnie łagodnie jakiś mnich – Jestem Cipfriend. Służę pomocą.
- Ja jestem… - bąknąłem (właśnie jak mam na imię?)
- Laster – dokończył za mnie zakonnik (czyli on więcej wie o mnie niż ja o sobie?)
- Dobra. Więc wyjaśnij mi dlaczego tu jestem?
- Wszyscy. Dosłownie wszyscy muszą to przyjść. Ta wyspa nazywa się Rookard. Wielce Szanowany Król rozkazał, aby każdy Tibijczyk początek swojego żywota rozpoczął tutaj. Uważa że początkujący za słabi żeby sprostać wymogom mainlandu. No, my tu Gadu-Gadu, a nie tylko ty jesteś tu nowy.
Wiec poszedłem na północ. Znalazłem się na jakimś rynku. Było tam trochę kupców, a jeszcze więcej sprzedających. Moją uwagę przykuła kratka od ścieków. Delikatnie ja odsunąłem i… zobaczyłem tam schody. Ostrożnie po nich zszedłem. Znalazłem się na małej wysepce. Koło niej zauważyłem jaskinie. Jedyną drogą wiodącą do jaskiń był zwodzony most. Kręciło się tam sporo szczurów. Ale jakie to były OGROMNE szczury! Miały pewnie ze trzydzieści centymetrów! Ze strachu szybko wyszedłem na górę. Postanowiłem poszukać biblioteki. Czułem nieuzasadniony pociąg do ksiąg. Wreszcie ją znalazłem. Zauważyłem, że książki są porozrzucane bez ładu i składu. Prawie wszystkie walały się po podłodze. Podniosłem jakąś kartkę. Pewnie była wyrwana z jakiejś księgi.

…tajemne. Mówią, że nekromanci stworzyli je, aby podbić Thais. Król jednak znalazł tajemne przejście i tak szczury znalazły się na wyspie Rookard. Czasami jednak szczury te znajdują jakiś sposób żeby przejść do stolicy. Teraz są problemem wyspy nowicjuszy. Na szczęście nie są groźne i są systematycznie niszczone przez mieszkańców Rook…

Czyli te straszne szczury nie są straszne? Zaraz je powitam. Nagle coś mi błysnęło. W jednym regale cos było. Podszedłem tam. Z pomiędzy ksiąg wystawał jakiś sznurek. Odsunąłem księgi. Przez chwile nie mogłem oprzytomnieć. Między księgami widniał łuk. Szybko schowałem go do sakiewki. Wróciłem na rynek. Odsunąłem kopniakiem kratę i skoczyłem na dół. Most był zamknięty. Zauważyłem jakąś dźwignię. Przesunąłem ją. Most opadł. Ucieszony wszedłem na kładkę. Nagle pomost się zamknął odrzucając mnie do tyłu. Zdenerwowałem się. Na przeciwległym brzegu stał jakiś typ i bawił się dźwignią. Najwyraźniej nie chciał mnie dopuścić do szczurów. Postanowiłem zbadać jego refleks. Szybko uderzyłem w dźwignie i jeszcze szybciej znalazłem się na drugim brzegu. Facet oniemiał. Podniosłem broń. Ku memu zdziwieniu miałem za oręż jakiś nędzny patyczek, ogladając dalej swój ekwipunek spostrzegłem, że jestem ubrany tylko w jakąś obciachową kurtkę. Znalazłem też pochodnię i jabłko w sakiewce. Przerywając rozmyślania spróbowałem zaatakować kolesia za karę. Nastąpił biały błysk. Odrzuciło mnie do tyłu tak, że uderzyłem w ścianę jaskini.
- HAHAHA! NOOB! NA ROOKU NIE DA SIĘ ATAKOWAĆ LUDZI! HAHAHA!
Grr. Teraz już mnie zupełnie wkurzył. Typek wszedł na most nadal się śmiejąc. Zanim się spostrzegł już byłem przy dźwigni. Gdy ją pociągnąłem z przeraźliwym pluskiem wpadł do wody. ZEMSTA JEST SŁODKA! Chciałem go jeszcze powyzywać, ale przeszkodził mi w tym przeraźliwy ból w kostce. Spojrzałem na dół. Olbrzymi szczur chciał mnie zjeść na kolację. Podnosiłem mój oręż. I zdzieliłem przeciwnika po głowie. Ten się zachwiał ale nie przestał atakować. Chociaż wyszedłem z tej walki zwycięsko nie obyło się bez wielu blizn. Ale takie zadrapania da się uleczyć. Przez chwilę pyszniłem się wygraną. Po czym przeszukałem wroga. Znalazłem dwa robaczki, jakiś ser i dwie złote monety. Po takim wysiłku postanowiłem odpocząć. Wobec tego skierowałem się po drabinie na rynek. Nie zastałem tam nikogo, oprócz trzech zawzięcie gadających ludzi. Podszedłem do nich.
- Podobno tam „Za Mostem” są straszliwe potwory – mówił jeden z nich
- Słyszałem, że tam są olbrzymie jadowite pająki – odezwał się drugi
- Ktoś mi powiedział, że gdzieś tam żyją groźne zgniłe robaki – rzekł trzeci
- A gdzie to jest? – zapytałem
- Musisz pójść na północ. Tam jest most. Ale uważaj…
Nigdy się nie dowiedziałem, na co mam uważać, ponieważ już popędziłem na most. Wspiąłem się na niego. Przez chwilę się wahałem. Iść czy nie iść. Wybrałem to pierwsze. Powoli ruszyłem i nagle… BUM! Z wielkim hukiem spadłem na dół przez jakąś dziurę. Nieopodal mnie zauważyłem drogowskaz. Według niego byłem za mało potężny żeby przejść przez most. Wobec tego postanowiłem wydać wojnę szczurom. Wróciłem się na rynek do sławetnej kraty. Nagle stanąłem. Ze strachu nie mogłem się ruszyć. Szczury! Szczury! Szczury! Dosłownie wszędzie! Zauważyłem tą grupkę, co wcześnie rozmawiała o „Za Mostem”. Wyszczuplała do dwóch osobników. Jednego z nich rozszarpały szczury. Ruszyłem na odsiecz. Atakowało ich dziesięć szczurów. Zaatakowałem tego najbardziej zranionego. Ale i tak trudno było go ubić. W końcu zawołałem:
- Atakujmy wszyscy jednego naraz!
Więc razem zgodnie odbiliśmy szczura. Potem następnego i następnego. Czwarty już prawie nie żył. Nagle zauważyłem, że coraz więcej wychodzi spod kraty na rynku i z południa.
- Nie poradzimy sobie! – jeden krzyknął
- Na południu znam taką górkę! Chodźmy tam! Będziemy mogli się tam długo bronić. Poprowadzę was. Chodźcie!
Ruszyliśmy za nim. W połowie drogi zagrodził nam drogę nieoczekiwany problem. Szczury! Szły ku nam zwartym szeregiem.
- Dobra! Kamikadze! Jeśli ktoś zostanie z tyłu nie wracamy po siebie! – zawołał ten co zaproponował pagórek za schronienie.
Rzuciliśmy się do przodu. Raz prawie straciłem równowagę, ale udało mi się przedrzeć. Jednym susem wskoczyłem na pagórek. Jednak bycie elfem na swoje dobre strony. Byłem bardziej skoczny i szybszy od moich kompanów. Ku mojemu zaskoczeniu szczury nie potrafił wejść na wzgórze.
- To tu możemy się schronić. Oby jacyś potężni ludzie przyszli z „Za Mostem”. Oni potrafią się bronić nawet przed ośmioma szczurami naraz. – rzekł jeden
- Spoko. A właśnie. Jestem Laster. A wy?
- Iver – odpowiedział ten, co wybrał miejsce na ukrycie
- Lash – rzekł drugi
- Myślę, że sobie tu poczekamy dosyć długo – zacząłem temat patrząc na kłębowisko szczurów
_____________________________________________________________


2. Kontratak

Czekaliśmy i czekaliśmy. Nagle kłębowisko szczurów, dotychczas zalegające przed naszym schronieniem ruszyło w kierunku rynku.
- Odsiecz! - ucieszyłem się
W oddali widniał rycerz. No może nie rycerz, ale zakuty w zbroje na niego wyglądał. Wparował na rynek. Jednym ciosem odrąbał głowę jednemu przeciwnikowi. Kolejny cios spadł na kolejnego, który ledwie żyjąc zaczął uciekać. W tym samym czasie zmiażdżył następnego tarczą. Poczułem napływ odwagi. Rzuciłem się z moim patyczkiem na umierającego szczura. Lash i Iver nadal siedzieli na wzgórzu - nigdy nie byli tak odważni jak ja. W końcu zabiłem swojego przeciwnika. Obejrzałem się. Nieznajomy zbawiciel zabił w tym czasie ponad dwadzieścia szczurów. Trochę zdumiony przeszukałem wroga. Teraz znalazłem robaka. Nareszcie moi kumple opuścili bezpieczny pagórek. W końcu w mieście znajdowały się tylko martwe szczury. Nasze trio łaziło i przeszukiwało gnijące trupy. Wtedy zauważyłem umarłego człowieka. "Zaraz, zaraz! To ten, co był razem z Iverem i Lashem! Gadali o Za Mostem!" pomyślałem. Po czym bez większych ceregieli sprawdziłem wszystkie kieszenie i zdjąłem z trupa skórzany pancerz. Zastanowiłem się jak będę w tym szpanować, po czym nałożyłem go na siebie, wcześniej ściągając obciachowy kubraczek. Kolejnym znaleziskiem były cztery włócznie. Zawsze pociągało mnie łucznictwo, więc z wielką ochotą założyłem je sobie na plecy i związałem sznurem tak żeby mi nie spadały. Teraz postanowiłem podliczyć loot. Znalazło się dwadzieścia cztery złote monety, cztery włócznie, sześć serów (było więcej, ale zjadłem albo wyrzuciłem bo mi się nie mieściły w plecaku.
- No nieźle! Co to było? - zawołał Lash
- To był atak na Rookard - odrzekłem, byłem dobrze poinformowany, ponieważ grzebałem w bibliotece - Nekromataneci, czy jakoś tak stworzyli je żeby zniszczyć Thais. Okazało się, że są słabe. Król Thais zesłał te potwory na Rooka i od tego czasu czasami atakują naszą wyspę.
- Super... Szczury! Ciekawe co jeszcze! - Iver nigdy nie przejawiał takiego zapału do walki jak ja - a właśnie idę sprzedać sery. Ktoś idzie ze mną?
Bez wahania ruszyłem za kumplem. W końcu doszliśmy do młyna. Iver przywitał niezwykle tłustego młynarza:
- Cześć
- Hej... CZEGO CHCESZ? JAK WSZYSCY INNI UŻYĆ MOJE MŁYNA BEZ ZAPŁATY!
- Mam tylko parę serów, do niczego mi niepotrzebnych - Odrzekł Iver niezrażony wybuchem kupca
- Ach tak... Za te trzy mogę ci dać sześć złotych monet. Chcesz? - grubasek natychmiast złagodniał
- Oczywiście - po czym zwrócił się do mnie - teraz ty!
- E co? Ach... Cześć... - bąknąłem, nagle zauważyłem że twarz rozmówcy robi się purpurowa, natychmiast poprzedziłem krzyk - chcę tylko sprzedać cztery sery...
- Willie jest przewrażliwiony na punkcie swojego młyna - rzekł Iver, kiedy wracaliśmy na rynek
- Fajnie... Ale jestem zmęczony - Przymknąłem oczy
- Bywa... Wiesz co? Chodźmy do akademii. Tam są łóżka. Prześpimy się trochę
Przeszliśmy koło biblioteki. Nadal była tak samo wybałaganiona jak przedtem. Zeszliśmy na dół. Stał tam jakiś gostek przechadzający się między łóżkami. Nagle usłyszałem pisk. Znałem ten pisk: szczury! Pobiegłem do góry, znalazłem się koło szczura próbującego rozwalić skrzynię. Na mój widok odwrócił się. Rezygnując z dotychczasowego oręża dobyłem włóczni. Chwyciłem mocno w dłoń i rzuciłem w kierunku szczura. Zrobiłem to za mocno, Ma broń uderzyła w marmurowa posadzkę i roztrzaskała się na drzazgi. Nie zraziłem się i chwyciłem następną. Trafiła by w szczura, ale ten się odsunął. Następnie zaatakowałem przeciwnika kolejnymi dwoma. Raz go trafiłem. Ku memu zdziwieniu nie było to drobne zadraśnięcie jakie zadawałem patyczkiem, ale potężne. Szybko podniosłem włócznie. W końcu dobiłem drania. Znalazłem w nim 2 złote monety i ser. Tą pożywną strawę zjadłem gdyż byłem ranny. Gdy walczyłem moim patyczkiem mogłem się też nim jakoś bronić. Włóczniami się nie da odparować ciosu. Coraz dotkliwiej poczułem brak tarczy. Powoli otworzyłem skrzynię. Znalazłem tam pochodnię. Dowlokłem się do łóżka. Walnąłem się na nim i natychmiast zasnąłem.
Następnego dnia obudził mnie doniosły krzyk Lasha i Ivera.
- Wstawaj! Zobaczysz co odkryliśmy!
Zwlokłem się z legowiska już wypoczęty. Me rany zostały całkowicie wyleczone. Wyszedłem z akademii i ruszyłem w kierunku młyna. Ale koło pola uprawnego wszedłem do jakiegoś budynku. Znajdowały się tam schody prowadzące na dół. Z gracją zeskoczyłem niżej nie dotykając przy tym szczebli. Po co miałbym używać takich przyziemnych przedmiotów jak drabina? Znalazłem się w małej piwniczce. Dookoła walały się zdechłe szczury.
- Po co mnie tu przyprowadziliście?
Przeszukaj podłogę. Zobaczysz - Iver odezwał się tajemniczo
Zacząłem macać podłogę. W pewnym momencie wydawało mi się że coś znalazłem ale to "coś" okazało się drzazgą boleśnie wrzynającą się w mój palec. Ze wściekłości kopnąłem podłogę. Spróchniała deska złamała się ukazując w swym wnętrzu jakiś materiał. Ostrożnie wyciągnąłem szmatę, która okazała się szkarłatną szatą ozdobioną błękitnym kamieniem. Teraz zauważyłem, że Iver i Lash noszą takie samie stroje. Wyszedłem na górę i skierowałem się na rynek. Zauważyłem wtedy Obiego.
- Siema!
- Siema! Sprzedaję tu i kupuje różne rzeczy. Tu jest taniej niż u tego All Dee. Więc co chcesz?
- Chciałbym sprzedać to coś! - Uniosłem niedawno znalezioną zbroję
- Hmm... Mogę ci za nią dać 3 złote monety.
- Ok
- A właśnie! Ty jesteś nowy, nie? W takim wypadku polecam ci kupić plecak!
- Niech będzie. Ale kupiłbym też jakąś tarczę.
- Mogę ci sprzedać drewnianą tarczę za 15 złotych monet.
- No dobra. Ile to będzie razem?
- 25 złotych monet
Wyszedłem ze sklepy z o wiele lżejszą sakiewką jako właściciel nowego plecaka i tarczy. Miałem teraz w posiadaniu tylko cztery złote monety.
Z takim ekwipunkiem czułem się silniejszy.
- Czas na wyprawę Za Most! - Ryknąłem do mych towarzyszy
_____________________________________________________________


3. Zatrucie

Czułem się wystarczająco silny by przejść przez most. Nie wiem skąd się wzięło to uczucie. Po prostu to czułem. Zauważyłem też, że im więcej potworów zabiję tym jestem silniejszy. Lash i Iver ruszyli za mną w kierunku mostu. Wyszliśmy na górę. Stał tam Dallheim. Mimo woli przypomniałem sobie jak kiedyś, wydawało mi się, że parę lat temu, a tak naprawdę było to wczoraj, próbowałem przejść. Zamknąłem oczy i postawiłem krok. Nic się nie stało. Następny. Cisza. Kolejny… BUM! Otworzyłem oczy. Nadal stałem na moście. Okazało się, że Iver nie jest wystarczająco mocny, żeby poznać tajemnice Za Mostem. Mimo woli zachichotałem. Wróciłem do kumpla.
- Wydaje mi się, że jesteś jeszcze za słaby, żeby przejść przez most – zwrócił uwagę Lash
- Muszę pozabijać trochę szczurów – Iver zasmucił się
- Nie martw się! Pomożemy ci!
- Ale teraz pójdziemy na coś groźniejszego! – uśmiechnął się tajemniczo Lash
- Na co! - przestraszyłem się
- Kiedy wy byliście w młynie ja znalazłem jaskinie z jeszcze większymi szczurami niż te, z którymi dotąd walczyliście.
- To trochę na południe od tego wzgórza, gdzie się ukryliśmy przed plagą
Kumpel poprowadził nas do jaskini. On z szedł pierwszy. Za nim Iver, potem ja. Było strasznie ciemno. Czym prędzej zapaliłem pochodnię. Niestety koledzy gdzieś znikli.
- Cholera jasna! – zakląłem
Chciałem się wyżyć na ścianie, ale natychmiast znalazł się obiekt lepiej dostosowany do tego celu. Wielki szczur wpadł na łunę światła, piszcząc. Czym prędzej wetknąłem pochodnię za pas i przygotowałem się do rzutu. Tymczasem wróg rzucił się ku mnie ze swoją zakrwawioną i oślinioną mordą. Rozległ się świst. Włócznia ciężko upadła na przeciwnika, odcinając jedną z jego nóg raniąc straszliwie. To sprawiło, że się zawahał. Wykorzystałem ten ułamek sekundy miażdżąc go tarczą. Niestety, nie opanowałem na tyle posługiwania się nią by móc się skutecznie obronić. Przeciwnik wykorzystał to, odsunął się i skoczył mi na twarz. Do teraz została mi blizna na lewym policzku. Żadne czary nie mogły jej uleczyć. Odepchnąłem wroga ręką z włócznią, gdy mym oczom ukazał się kolejny wróg. Nie czekając aż podejdzie, zbyt pośpiesznie wyrzuciłem włócznię, chcąc zranić dotychczasowego przeciwnika. Po raz drugi włócznia pękła, ale jej odłamki zraniły szczura w oko, który zginął w mękach. Przez to nie mogłem się uchylić przed atakiem kolejnego przeciwnika, na szczęście zwykłego szczura. Ten potwór był jednak młody i słaby. Uderzył w moją zbroję (mówiłem, że będę szpanować) i zaczął krwawić z nosa. Nie była to głęboka rana, ale lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Ostatnią włócznią, którą trzymałem w ręku przebiłem serce stwora. Zdziwiłem się niezmiernie, gdyż nie wiedziałem, że aż tak dobrze strzelam. Podniosłem obie włócznie i przeszukałem ciała. znalazłem ser i cztery monety. Ser zjadłem, potem wrzuciłem pieniądze do plecaka, gdzie z miłym memu sercu grzechotem odbijało się od siebie osiem monet. Kiedy zamierzałem wyjść z jamy, zamierzając wyjść i poczekać na kumpli rozległ się krzyk:
- Laster! Tu jesteś! Zaczęliśmy się bać, że umarłeś. Całe szczęście że masz ten pancerz (A nie mówiłem, że będę szpanować?!)
- To idziemy "Za Most"?
- Myślę, że Iver jest wystarczająco silny.
Z ulgą wyszłem na osłonecznioną powierzchnię. Nigdy nie lubiłem jakiń i ciemności. Bez zwłoki ruszyłem ku mostowi, jednak wolno ciesząc się ciepłymi promieniami. Zdziwiłem się, kiedy zauważyłem, że Lash i Iver nie odczuwają tej blogości. No, cóż jednak jest jedna dobra strona bycia elfem! Doszedłem do mostu. Teraz już bez strachu przeszedłem przezeń. Obejrzałem się. Iver truchtał tuż za mną. Zszedłem na dół. Znalazłam się we wspaniałym miejscu. Rozległe pola. Gdzie niegdzie wystające skały. Stałem tak. Stałem tak. I mógłbym tak stać o wilele dłużej, ale Lash wyrwał mnie z zadumy.
- Chodźmy.
I ruszyłem za nim dalej nieprzytomny. Za mną niechętnie szedł Iver. Kierowalismy się na północ. Nagle koło nas przebiegła dziwnie zielona na twarzy kobieta. Chciałem ją zawołać, ale już jej nie było. Natomiast teraz drogę nam zastąpił wąż. Zręcznie ominął Lasha i zaatakował Ivera zamin zdążyłem zaatakować. Z całej siły uderzyłem włócznią we wroga. Ten został przecięty mym orężem na pół.
Spojrzałem na Ivera. Zrobił się zielony tak jak tamta kobieta. Spojrzałem na nogę, którą wąż ugryzł. Lśniła tam czerwona rana. Niby nic niezwykłego, ale zauważyłem coś co tylko czujne oczy elfa.
- Trucizna!
- Szybko! DO Cipfrienda! On go uleczy! - krzyknął Lash i zaszucił kolege na plecy.
Popedziłem za nim. Niemal przeskoczylismy przez most. Minęlismy rynek. Nareszcie! Świątynia! Szybko złożyliśmy Ivera u stóp mnicha. Ten podniusł rękę. Dotknął czoła chorego i rzekł:
- Eksana pox! Exura!
Iver natychmiast wyzdrowiał. Nadal przerażony powiedział:
- Nigdy wiecej!

_____________________________________________________________

4. Troll

Próbowałem jeszcze raz namówić Lasha i Ivera na wyprawę "Za Most", ale nikt nie chciał. Iver nie mógł ochłonąć od straszliwego otrucia. Jednyną rozrywką jaką wtedy miałem było przesiadywanie w bibliotece. Nadal była wybałaganiona, więc zaproponowałem Seymourowi (biblotekarz), że posprzątam. Mężczyzna tek się ucieszył porządkiem, że podarował mi dwadzieścia strzał. Radowałem się z tego podarunku bardziej niż on z czystej biblioteki.

Kiedy nie czytałem wędrowałem po mieście, albo rozmawiałem z nowo przybyłymi ludźmi. W ten sposób dowiedziałem sie wielu ciekawych rzeczy.

Na przykład, okazało się, że Williego (ekscentrycznego młynarza) napadnięto, zabrano mu zapas jedzenia, którym handluje i co najważniejsze banany. Willie obiecał, że ten kto znajdzie banana dostanie nagrodę.

Kolejną wiadomością było to, że Kidor (najsilniejszy chłowiek na Rooku, ten co nas uratował przed szczurami) znalazł "Za Mostem" skrzynie. Podobno są tam nagrody.

Podczas przesiadwyania w bibliotece usłyszałem też, że Saymour płacze. Okazało sie, że potrzebuje ładnego pudełka, żeby zapakować prezent.

Lash i Iver "gnili" cały czas na szczurach. Czasami im towarzyszyłem, ale mnie to najzwyklej nudziło. Niestety wszystkie włócznie mi pękły. Postanowiłem, że nie bedę zużywał strzał, tylko sobie kupię brakujący oręż. Z uzbieranych pieniędzy kupiłem sobie dziesięć takowych. Wreszczie tak się wyspecjaliwałem w rzucaniu ich, że zabijałem szczury za pierwszym uderzeniem. Jednak wiedziałem, że to wszystko strata czasu. Niekiedy wybierałem się "Za Most". Oczywiście sam. Spotkałem tam nowe potwory. Zaatakował mnie robak, który słabo bił, ale musiałem sie wyslić, żeby go zabić. Kolejne spotkanie miałem z pajakiem. Był też nienaturalnych rozmiarów, ale był łatwy do zabicia. Nawet szybciej ginął od szczurów. Następnym, który się nawinął pod włócznię był wilk. Niestety przeliczyłem swoje siły i wilk okazał się mocniejszy. Wycofałem się na most i szybko z niego schodziłem rzucałem włócznię i uciekałem do góry zanim przeciwnik mnie uderzył. Potem znowu zeskakiwałem brałem oręż i znowu na górę. Takim sposobem zabiłem wilka. Podniecony nowo poznaną metotą nazwałem ją "sacrum-profanum" [z łacińskiego góra-dół] i nie omieszkałem powiadomić o tym moich kumpli. Lash przyjął to z sceptycyzmem. W koncu zamierzał zostać rycerzem. Nasotmiast Iver się ucieszył. Chciał przecież być druidem. Ponadto pokazałem im mięso, które znalazłem w żołądku wilka. Moi kumple jako że dotychczas widzieli tylko sery postanowili wreszcie wybrać się ze mną "Za Most" Ruszylismy tą sama drogą co przedtem. Tym razem nie napotkaliśmy węża. Nagle się zatrzymałem. Przede mną piętrzyła się jakaś ruina, a w niej schody na dół. Wzdrygnąłem się. Nie lubiłem jaskiń. Chciałem zawrócić, ale moi koledzy już zauważyli dziurę. Za chwilę zniknęli w głębi ziemi. Czym prędzej ruszyłem za nimi. Nie chciałem ich znowu zgubić. Skęciliśmy w lewo. Zauważylismy tam jakąś odnogę korytarza, gdzie widniała plama światła. Spojrzałem do góry rzucała ją dziura znajdująca się ponad nami.
- Można by tam wyjść po linie - odezwał się Lash.
Po czym znowu zaczęliśmy brnąć przez ciemność. Nagle naszym oczom ukazał się światło światło. Podbiegliśmy trochę i ujrzeliśmy ognisko. Dookoła porozrzucane były śmieci. Na tych śmieciach widniała potężna postać. Troll. Cały brązowy. Jego ręce jak dwie maczugi. Jakoże byłem z przodu zaatakował mnie. Podniósł łapę i trzasnął mnie z całej siły. Odleciałem na ścianę i uderzyłem w nią. Na chwile straciłem przytomność. Po czym odzystakwszy ją, zerwałem się na nogi. Lash dzierżył tarczę do góry tak, że odparowywał ataki. Obok niego Iver ciął nożem bojowym. Szybko chwyciłem włócznię. Ze świstem poszybowała ku trollowi. Nie trafiłem. Zauważyłem, że w inne potwory włócznią rzuca się inaczej. Kolejny oręż wypadł mi z ręki, tym razem czyniąc niewielką ranę. Nagle koło mych stóp znalazły się dwie bronie, te które przed chwilą były przy przeciwniku. Spojrzałem na Lasha. Odrzucał włócznie do mnie. Po chwili pokonaliśmy przeciwnika. Trzymał drewniną tarczę, włócznię (oczy mi się zaświeciły ze szczęścia). Znaleźliśmy też buty, hełm, oba skórzane, oraz linę. To był największy loot na trollu w moim życiu, jeśli nie liczyć przypadku, kiedy znalazłem srebrny amulet (ale o tym innym razem). Postanowlilśmy podzieliś loot. Lash wziął buty i hełm, jako że on blokuje potwory i musi mieć lepsze uzbrojenie. Iver dostał linę i drewniną tarczę, jako jednyny z nas bez tarczy, a ja włócznię. Ogólnie szczęśliwi z podziału wyszliśmy z jaskini. Chciałem poczuć ulgę wychodząc na zalaną ciepłymi promieniemi słońca powoerzchnię, lecz ku memu zaskoczeniu był wieczór. Ruszyliśmy w kierunku mostu, gdy nagle zasyczał wąż. Iver z niespotykaną szybkością zatopił swój nóż w ciele węża, krzycząc:
- Zemsta jest słodka!
Pogodni rozprawiając o przeżytej walce wróciliśmy do miasta.

____________________________________________________________

. Bananki, książki i reszta

Wróciliśmy do akademii, położyliśmy się spać. Wtedy uświadomiłem sobie, że minął dopiero trzeci dzień pobytu na wyspie zwanej Rookard. Następnego dnia ruszyliśmy znowu "Za Most”, lecz zatrzymał nas ruch na rynku. Ludzie ustawili się w szeregu, a miedzy nimi szedł pełen chwały Kidor. Dołączyliśmy się do tłumu. Usłyszałem szepty:
- On opuszcza Rook!
- Teraz będzie na Majcie!
- Mainie głąbie!
Pełen powagi Kidor ruszył ku akademii przyglądając się każdemu w tłumie. Jego wzrok spoczął na mnie trochę dłużej niż na innych. No cóż byłem elfem. Nie wiem jak, nie wiem skąd, ale jestem. Wojownik wspiął się po schodach na górę, mu razem z nim. Dotarliśmy do rzeźby. Ta przemówiła wdzięcznym głosem:
- Witam cię Kidorze!
- Witajże
- Kim chciałbyś zostać? Walecznym rycerzem, zręcznym paladynem, potężnym czarodziejem, czy też może delikatnym druidem?
- Serce me rwie się do profesji rycerskiej!
- A zatem postanowione! A teraz zdradź mi! Do jakiego miasta podążyć pragniesz? Stolicy - Thias, miasta kobiet - Carlin, czy też może wsi na bagnach - Venore!
- Chcę przybyć do wsi na bagnach Venore!
- To jest decyzja NIEODWOŁALNA!
- JESTEM GOTÓW!
Nagle otoczyła go dziwna, magiczna, niebieska mgła, przez którą wszystko było widać, a zarazem nic. Gdy dym się rozwiał nie było śladu po Kidorze.
Tak szybko jak opary rozwiał się też tłum. Jako że Kidor był już na Mainie nie było tam nic ciekawego do roboty. Nasze trio też zeszło na dół i skierowaliśmy się w kierunku mostu. Nie chciałem iść znowu do podziemi i ruszyłem na wschód. Spotkaliśmy parę wilków, pająków i robaków. Nie będę opisywać tych walk gdyż były bardzo łatwe. Pozwoliliśmy je zabijać głównie Iverowi, jako że był najsłabszy. W oddali zamajaczył mi się jakiś dziwny liść. Podbiegłem, Lash i Iver nie wiedzieli o co chodzi, gdyż nie mieli takich dobrych oczu jak ja. Znalazłem palmę, zdziwiłem się bardzo, gdyż nie widziałem wcześniej takich drzew. Z gracją elfa wspiąłem się na roślinę. Znalawszy trzy banany zeskoczyłem. Podałem po jednym owocu kumplom, którzy przyjęli ten dar z niemym zachwytem. Ruszyliśmy na południe. Od razu przywitały nas pająki. Ledwo zadałły jeden cios i już zaczęły uciekać. Pobiegliśmy w pogoń i wtem naszym oczom ukazał się straszliwy stwór. Przypominał pająka, tylkoże cały był pokryty jadem. Oślizgły zielony szlam od czasu do czasu z chlupotem spadał na trawę żrąc ją tak jak kwas. Odwłok tego zwierza był parokrotnie większy od reszty ciała. Wyglądał jak wielki balon pokryty skórą kołyszący się przy każdym ruchu pająka. Najniezwyklejsze były nogi, tak cienki i wiotkie że niemożliwym wydawało się utrzywanie takiego wielgaśnego ciała. Wielgaśnego, bo stwór dorastał mi do pasa.
Iver szybko skył się za nami. Lash podbiegł do przodu wyciągając tarczę. Ja chwyciłem włócznię i przebiłem ochydny odwłok. Walka wydawała się skazana na wygraną, gdy na pomoc ruszyły dwa zwykłe pająki i jeden truciciel. Iver przełamał się i zaczął bić rannego pająka. Szybko uniosłem drugą włócznię i zaatakowałem truciciela. Za pierwszym orężem poleciały dwa następne. W ten sposób zabiłem bestię. W tym samym czasie Iver z pomocą Lasha, ubili pozostałe pająki. Jednak coś było nie tak. Lash zrobił się zielony. Wstrętny pająk musiał mu wstrzyknąć jad.
- E tam! Nic mi się nie stanie. Z czasem przejdzie - rzekł chory
Niepokojąc się o kumpla ruszylismy jeszcze bardziej na południe. Naszym oczom ukazał się pomost. Na niej widniała skrzynia. Każdy z nas wyciągnął z tamtąd książkę. Jakoże czułem się bardzo obciążony zdobyczami skierowaliśmy się do miasta. Tam popędzilismy do młyna. Willie przywitał nas srogą miną, jednak ta szybko się rozjaśniła kiedy pokazaliśmy mu banany. Podarował nam piękne tarcze. Ucieszyliśmy się niezmierne i sprzedaliśmy nasze dotychczasowe tarcze w sklepie Obiego. Potem ruszyliśmy do akademii. Gdzie chcieliśmy się przespać. Jak zwykle stał tam Amber. Położyłem się do łóżka, kiedy mężczyzna zauważył moją książkę.
- Przyniosłeś mi notatnik?
- E... no... chyba tak... - powiedziałem po czym Amber bez słowa wyrwał mi podręcznik rzucając mi pod nogi krótki miecz.
- Proszę pana! My też mamy te książki! - zawołał Iver
- Świetnie! - odezwał się Amber, i im też wyrwał księgi i rzucił pod nogi oręż.
Po tym zajściu położyłem się spać.
Nazajutrz obudziłem się rześki i wypoczęty. Ruszyłem do sklepu Obiego i sprzedałem krótki miecz. Zauważyli to moi koledzy, jednak oni nie sprzedali. Jednak Iver zaproponował:
- Ej może tak dla odmiany pójdziemy na szczury.
- Może być zabawnie. Teraz te potworki wydają mi się takie łatwe do pokonania.
Po czym ruszyliśmy z moją wraźną niechęcią. Zeszliśmy na na dół kratką na rynku. Pochodziliśmy trochę i natrafiliśmy na jakąś dziurę. Iver zeskoczył, za nim ja i Lash. Nasze trio porozglądało się trochę i zauważyło skrzynkę. Wyciągnelismy z niej 3 rapiery, które uznaliśmy za niepotrzebne, bo mieliśmy lepszą broń. Wyszliśmy na rynek. Postaliśmy chwilę wołając: SPRZEDAM WYŚMENITE RAPIERY! DOSKONAŁA ROBOTA KRASNOLUDÓW! NAPRAWĘ TANIO!
Dzięki nawoływaniom, albo może dzieki memu wspaniałemu urokowi osobistemu, lub też dzięki głupocie kupców sprzedaliśmy mieczyki po pięćdziesiąt złotych monet. Śmiejąc się i chwaląc zdobytym mieniem wyruszyliśmy "Za Most".
_____________________________________________________________

6. Miecz Carlina.

Dotarliśmy do ruin, gdzie uprzednio zabiliśmy trolla. Wzdrygnąłem się. Zeszliśmy na dół, na szczęście Iver miał pochodnię. Ruszyliśmy w miejsce, gdzie rozegrała się walka z potworem, ale zauważyliśmy schody i wraz z moimi protestami nasze trio zeskoczyło w głąb jaskiń. Skręciliśmy w lewo. Natrafiliśmy na kolejne schody. Ledwie dotknąłem ostatniego szczebla poczułem dotkliwy ból w kręgosłupie. Obróciłem się. Atakowały nas dwa obrzydliwe orki. Na szczęście były niewiele groźniejsze od trolli. Niestety złamałem parę włóczni zanim się z nimi uporaliśmy. Po przeszukaniu okazało się, że nie mają nic prócz pary monet i włóczni. Odpoczęliśmy trochę i ruszyliśmy dalej. Przeszliśmy koło stołu i znowu natrafiliśmy na schody. Bojąc się znowu niespodzianki Lash ruszył przodem. Potem ja i Iver. Ostrożnie postępowaliśmy naprzód. Wreszcie on zastąpił nam drogę. Wyglądał jak człowiek. Poza jednym, miał głowę byka. Z nosa zwisał mu złoty kolczyk, rogi zbryzgane były krwią, a on sam był bardzo rozjuszony. Dzielny Lash ruszył do przodu, jednak szybko okazało się że stwór jest za mocny. Zdecydował się uciekać. Zaczął krążyć wokół ogniska. W ten sposób był mniej narażony na ataki wroga. Iver pędził tuż za nim dźgając minotaura. Ja stałem z boku, naprężyłem wszystkie mięśnie. Włócznia poszybowała odcinając wrogowi róg. Kolejna wbiła się w łapę i ułamała. Jeszcze jedna utkwiła w nodze. Przeciwnik wyrżnął głową naprzód nie mogąc się podnieść. Lash z chęcią go dobił jednym silnym ciosem odrąbując mu łeb. Przeszukaliśmy wroga i znaleźliśmy wspaniałą łańcuchową zbroję, płytową tarczę i parę monet. Obie rzeczy otrzymał Lash jako, że on najbardziej był nastawiony na ataki przeciwników. W takim obrocie sytuacjii już nie szpanowałem tak moją skórzaną zbroją. Pobuszowaliśmy trochę po pomieszczeniu i znaleźliśmy trzy śmieszne urodzinowe pudełka. Kumple chcieli je wyrzucić, ale przypomniałem im czego szukał Seymour. Znaleźliśmy też dziwne pomieszczenie, leżał tam martwy niedźwiedź. Obok niego widniały skrzynki. Znaleźliśmy w nich trzy mosiężne hełmy, trochę przypominające kapelusze, trzy łańcuchowe zbroje, takie same jak miał Lash, po czterdzieści złotych monet i trzydzieści dwie strzały, oczywiście je dostałem. Uzbierało się ich już pięćdziesiąt. Ubrawszy kapelusik i nową zbroję ruszyliśmy dalej. Wyszliśmy z pomieszczenia, Wspięliśmy się parę pięter. Natrafiliśmy na kolejne schody. Na dole wił się labirynt. Uśmiechnąłem się. Tam ubiliśmy parę wilków, trafił się ork. Wreszcie dotarliśmy do końca. Kolejne schody! Powoli mnie już wkurzały. Lash zeskoczył na dół. To wychodził, to znowu znikał w dziurze. Pewnego razu nie wrócił. Zdenerwowaliśmy się. Zeskoczyłem na dół, zauważyłem biednego wojownika okrążonego przy ścianie przez cztery orki i minotaura. Trzeba było mu pomóc. Pojawił się Iver, zaczął bić orka. Dołączyłem się. Wkrótce stwór padł otwierając drogę ucieczki. Przyszły rycerz popędził do drabiny i zniknął w górze. Zrobiliśmy to, co on.
- Dzięki! - wydyszał
Iver uśmiechnął się bawiąc liną. Nagle jej koniec spadł na dół. Zanim zdążył ją wyciągnąć wstrętny ork wspiął się po niej i stanął do walki. Lash chcąc się zemścić ubił potwora.
- Przepraszam... - stęknął przyszły druid.
- Nie szkodzi, poza tym możemy tak wyciągać przeciwników. Ze wszystkimi naraz nie damy rady.
Ubiwszy wszystkie orki zeszliśmy na dół stoczyć kolejny bój z minotaurem. Poszło znacznie lepiej niż uprzednio, mimo iż Lash był ranny. Znalezioną płytową tarcze dostał Iver. Natknęliśmy się na jeszcze jedne schody Lash odważnie zszedł po nich. Wrócił z blizną na ręku.
- Pięć minotaurów, ale zauważyłem, że nie potrafią chodzić po krzesłach. Możemy się nimi odgrodzić. Chodźmy wszyscy razem. Wtedy się rozproszą.
Zeskoczyliśmy jednocześnie. Trzy rzuciły się na mnie. Byłem bardzo szybki, więc ledwo zdołały mnie zadrasnąć. Obejrzałem się. Kumple ustawili już mur z krzeseł. Schowałem się za nim. Minotaury zaczęły krążyć po pokoju łypiąc na nas groźnie. Zauważyłem skrzynki. Zaciekawiłem się, co może być w nich ukryte. Lash, jako najwytrwalszy pobiegł do nich i przyniósł trzydzieści dwie normalne i dwanaście zatrutych strzał, znowu po czterdzieści monet i trzy wędki. Zdziwił się, czemu nie było niczego w ostatniej skrzynce. Zdumiał się jeszcze bardziej kiedy przyniosłem coś owinięte w szmatę. Odwinąłem to. Wyciągnąłem wspaniały oręż. Błysnęło światło, blada klinga zalśniła czerwienią. Odczytałem wyryte na ostrzy runy: Carlin Wielki zwany Pogromcą. Miecz odzyskał swą moc. Oddałem broń Lashowi, jednak gdy ten jej dotknął napis zniknął. Szabla stał się zwykłym żelastwem. Wtedy zrozumiałem. Byłem potomkiem Carlina Wielkiego zwanego Pogromcą, jego dziedzicem. Uniosłem rynsztunek mego ojca i wykrzyknąłem:
- Miecz Carlina rusza do boju!

_____________________________________________________________7. Chociaż miałem wspaniały spadek po mym pradziadku, był jeden problem. Nie potrafiłem się nim posługiwać. Przez chwilę nasze trio podziwiało w milczeniu oręż. Wreszcie oprzytomniał Lash:
- Miecz mieczem, ale sam nie pokona minotaurów - spojrzałem w lewo, te nadal krążyły po pokoju, co chwila rzucając wściekłe spojrzenie na nas.
- Jak zamierzasz je pokonać? - rzucił Iver
- Możemy zrobić takie kamikadze jak przedtem - zaproponowałem
- Po co, skoro możemy je pokonać? - wycedził rycerz, po czym przyjął pozycję obronną i odsunął krzesło, minotaury rzuciły się na nas. Me oczy wyszły z oczodołów z przerażenia. Gdy tylko pierwszy z wrogów wpadł do naszej kryjówki Lash zasunął krzesło, tak, że kolejni przeciwnicy nie mogli się do nas dostać. Zdziwiła mnie szybkość kompana, ponieważ jeszcze zdążył się uchylić przed ciosem nieprzyjaciela. Wreszcie uśmiech zawitał na mej twarzy. Iver ruszył o ataku, ja schowałem miecz za pas i chwyciłem włócznię. Prawdopodobnie nikt na tej wyspie nie zrównał się ze mną i nigdy nie zrówna w łucznictwie. Świst, za nim kolejny, i jeszcze jeden, Minotaur z odciętymi kończynami ląduje na ziemi. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy dzielić teraz lootu. Odłożyłem zdobycze na bok, a tymczasem Lash wpuścił kolejnego stwora. Ten też długo nie wytrzymał. Zaraz za nim padł kolejny, i jeszcze jeden. Z ostatnim poszło nie gorzej niż z poprzednimi. Wreszcie przyszła najdłużej wyczekiwana chwila. W przeciwnikach znaleźliśmy sto pięćdziesiąt trzy złote monety, dwie płytowe tarcze, trzy pary skórzanych spodni, maczugę, dwie "kapelusze", takie, jakie nosiliśmy oraz kolejna wspaniała zbroja, też taką, jaką my posiadaliśmy. Wrogowie mieli też parę łopat i inne kiepskie hełmy, ale te zostawiliśmy na ziemi, ponieważ były za ciężkie żeby je unieść. Tak obarczeni ruszyliśmy do miasto. Na szczęście nic nie napotkaliśmy prócz trolla i węża, ponieważ przy takim obciążeniu trudno było walczyć. Ledwo doszliśmy do sklepu Obiego. Okazało się, że nie zamierza kupić mosiężnych hełmów, co nas trochę zdenerwowało, ale inne rzeczy przyjął z wielką chęcią. Po sprzedaży okazało się, że jestem właścicielem już dziewięciuset złotych monet, co sprawiało, że plecak trochę mi ciążył. Teraz z kolei skierowaliśmy się do Seymoura.
- Cześć! - zawołałem
- Hę? - przywitał na płaczliwym głosem bibliotekarz
- Mam dla ciebie pudełko, idealne na prezent! - rozmówca zaniemówił z wrażenia, drżącą ręką chwycił pożądaną przezeń rzecz i wręczył mi w podzięce hełm legionisty:
- Niech cię dobrze ochrania! A gdybyś miał więcej takich, no wiesz, to ja, wiesz, chętnie...
- Moi kumple też mają "takie no wiesz" - uśmiechnąłem się
Wyruszyliśmy ze sklepu z nowymi hełmami i pięcioma "kapeluszami". Na szczęście znalazła się grupka ludzi żądnych takich osłon. Mój potencjał materialny wzrósł do tysiąca monet. Zdziwiło mnie, że oni patrzyli na mnie jak niegdyś my na Kidora. W jednej chwili uświadomiłem sobie to.
- Jesteśmy gotowi na przygody na Mainie!
Wieść tę usłyszały liczne uszy, po czym ich właściciele tłumnie zgromadzili się wokół nas. Natychmiast przybralismy postawe powagi. Pełnym wdzięku krokiem ruszylismy w kierunku biblioteki. Znaczy to byłby pełen wdzięku marsz, gdyby nie wstrętny kamień, który niefortunnie nawinął się pod mą stopę. Natychmiast zwaliłem sie na twarz, brudząc zbroję. Jednak szybko się pozbierałem. Tłum ze strachu nie ważył się zaśmiać. Weszliśmy po schodach, na górę. Ujrzeliśmy rzeźbę. Pierwszy odezwał się Lash:
- Witam!
- Witaj! Kim chcesz zostać? Walecznym rycerzem...
- Tak! Chce byc rycerzem - przerwał jej, czy jemu, nie wiem Lash
- Więc do jakiego miasta...
- Thais!
- To jest decyzja NIEODWOŁALNA!
- WIEM!
Po raz kolejny mym oczom ukazała się niebieska mgła. Gdy sie rozwiała kumpla już nie było. Teraz odezwałem się ja:
- Witaj!
- Witaj! Kim chciałbyś zostać? Walecznym rycerzem, zręcznym paladynem, potężnym czarodziejem, czy też może delikatnym druidem? - wyrecytowała rzeźba
- Paladynem!
- Do jakiego miasta chcesz sie udać? Stolicy - Thias, miasta kobiet - Carlin, czy też może wsi na bagnach - Venore!
- Tak samo jak mój kolega! Wybieram Thais!
- To jest decyzja NIEODWOŁALNA!
- JESTEM GOTÓW! - zakrzyknąłęm i dodałem sobie w duchu "chyba", ale już było za późno. Mgła owiała mnie. Znalazłem sie jakby w niebieskiej kuli. Spojżałem na dół nie widziałem stóp. Wydawało mi się, że dalej stoję w bibliotece, że coś się nie udało. Wreszcie mgła rozwiała się i mym oczom ukazała się biała marmurowa posadzka. Przez chwilę byłem pewny, że to Rookard steleportował się, nie ja. Wyprostowałem się. Obok mnie stał uśmiechnięty Lash. Nagle koło mnie pojawił sie Iver. Również miał szeroko otwrate usta. Nie wytrzymałem i się zaśmiałem.
_____________________________________________________________

8. Łuskowa Zbroja
Ruszyliśmy ziwdzać Thais. Z początku ruszylismy w lewo i natknęliśmy się na spory tłum, który zebrał się koło i w budynku. Przejety tym zajrzałem do środka. Znalazłem mnóstwo przegród ze skrzynkami na końcu.
- Co to jest? - spytałem powietrze
Jednak nie ono mi odpowiedziało:
- Depot. Możesz tu trzymać różne rzeczy, których nitk nie będzie mógł ci ukraść - odezwał sie nieznajomy głos - Jestem Draver
- Laster - obróciłem się do rozmówcy - to są moi kumple: Lash i Iver.
Człowiek zarazu nic nie opowiedział tylko rozwarł szczękę, wybałuszył oczy i mruczał: "Elf, nigdy czegos takiego nie spotkałem". Po czym zwrócił się do mnie:
- Jak będziesz czegos potrzebowac to powiedz.
- Ok.
- Sierowałem sie do depo, miałem miecz Carlina, płytową tarczę, dziesięć włóczni, hełm legionisty, skórzane buty i spodnie, tysiąc monet i około sto strzał. Schowałem pieniądze i strzelecki ekwipunek po czym wyszłem z przegródki. Lasha i Ivera nie było.
Nieco sie przestraszyłem, po czym wyszedłem z budynku. Pochodziłem troche po mieście i zauważyłem Elane. Okazało sie ze kobieta sprzedaje czary dla paladynów. Zauważyłem tez parę sklepów po czym wróciłem do depo. Zastałem tam moich kolegów. Okazało sie ze oni wyszli na wyższe pietro.
- Chodźmy gdzieś, nudno się robi. - stwierdził się Lash
- Dobra. Tylko gdzie?
Rycerz nie odpowiedział tylko ruszył przed siebie, na północ. Natknęlismy sie na pare wzgórz. Znaleźliśmy tam dziurę. Problem w tym, że była zawalona, Na szczęście Lash posiadał łopatę i szybko usunął gruz. Pobuszowaliśmy trochę po podziemiach w końcu znjadując się w pomieszczeniu ze studnią. Właśnie wyjmowałem swą włócznię z martwego trolla, kiedy Lash wskoczył do studni. Zaraz wyskoczył trzęsac sie ze strachu.
- Wow! Skorpion! Ledwie co mu uciekłem. Ale wiecie co? Zauwazyłem tam skrzyneczki. Może coś w nich jest?
- Napewno!
- Chodźmy tam!
- Ok! Ja będę blokować, Laster ty zawalasz z włóczni, a ty Iver... Co to jest!
- Ach. To jest różdżka, znalazłem ją w paczce. Ale niestety jest tylko dla druidów.
Po czym rycerz skoczył na dół z twarzą czerwona z zazdrości. Skropino okazał się groźnym przeciwnikiem, jednak w koncu padł. Niestety nic w nim nie znaleźlismy. Rekompensatą za to były trzy bialuteńkie łuskowe zbroje. Szybko ruszylismy do miasta, spzedalismy dotychczasowe zbroje i założyliśmy nowozdobyczne. Tymczasem ja zdenerwowany, słabością włóczni ruszyłem trenowac na potworach w Górach Trolli, które odkryliśmy niedługo po pokonaniu skorpiona.
_____________________________________________________________

9. Zakon Cienia

Po przygodzie z skorpionem, całe dnie spędzałem na trenowaniu. Nawet mnie to nie nudziło, chociaż całe dnie nie widziałem przyjaciół. Nieraz tak się zapominałem w biciu trolli, że nie chciało mi się wracać do miasta, tylko spałem na dworze. Kumple cały czas do mnie przychodzili, bo się bali o mnie. A ja coraz mnie przypominałem Elfa, którym byłem. Cały ubabrany w błocie od czasu do czasu przychodziłem do miasta, by sprzedać loot, odłożyć pieniądze do depo, a także coś zjeść. Kupowałem tam także czary. Już zdążyłem się zapoznać z tworzeniem prawdziwych jak i zatrutych strzał, odtrucie, robienie run: Ciężkie Pociski Magiczne, zwane HMM, lekkie i intensywne leczenie oraz magiczną tarczę. Kiedy bawiłem się z skorpionem lekko uderzając go włócznią, ażeby uciekał przede mną usłyszałem głos Ivera.
- Gdzie jesteś! Zasrany idioto! Potrzebujemy cię!
Zaskoczenie było tak wielkie, że zachwiałem się. Wtedy skorpion wykorzystał sytuację i mnie ukąsił. Czym prędzej ubiłem drania i zawołałem "exana pox". Jad natychmiast opuścił me ciało w postaci jednego potężnego bąka. Obejrzałem się. Nidzie nie było Ivera?
- Gdzie on jest?
- W Thais! Rozmawiamy ze sobą za pomocą telepatii! Chodź tu szybko!
Czym prędzej pobiegłem do thais. Wbiegłem do depo. Stał tam Lash, Iver, Kidor, czyli ten, co prędzej od nas opuścił rook, Draver, oraz paru innych. Zauważyłem, że niektórzy mają płytowe zbroje, Kidor i Lash mieli Złotą Zbroję, a Iver Niebieski Płaszcz. Poczułem się słaby i biedny.
- Laster, mamy do ciebie sprawę. Ale nie tutaj. Weź swoje wszystkie rzeczy i chodź. Jak nie uniesiesz pomożemy ci. Wyjąłem mój stary łuk, wielokrotnie naprawiany, wskutek niesprawnej cięciwy, pięćdziesiąt platynowych monet równych stu złotych każda, parę srebrnych i brązowych amuletów, po jednej esencji życia i many i zapasowy łuk, które znalazłem w skrzyni koło chodzących szlamów. Po czym ruszyłem za grupką. Skierowaliśmy się do zachodniego wyjścia z miasta, a potem na dół. Stał tak wielki budynek. Kidor przemówił:
- To jest budynek mojej gildii. Nazywa się Zakon Wielkich Pogromców Cienia, w skrócie Zakon Cienia. Właściwie to nie moja gildia, jestem tylko namiestnikiem. Wejdź, proszę. Chcesz się do nas dołączyć? Zaoferujemy ci mieszkanie, nową broń i ochronę. Ale w zamian żądamy dwóch rzeczy: Stajesz sie naszym wojownikiem, więc dal nas walczysz i nie możesz zabijać innych ludzi, oprócz morderców. Bo przecież istniejemy, aby zatrzymać zło. Po to ten zakon został stworzony przez Carlina Wielkiego!

_____________________________________________________________

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy
Śro 23:05, 12 Kwi 2006 Zobacz profil autora
Kuba Miller
Gadula
Gadula



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Lubaczów

Post
nie chciało mi się czytać ale jakieś fajne bo przeczytałem połowe 1 części:D


Post został pochwalony 0 razy
Sob 21:37, 15 Kwi 2006 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Forum ots Poland Holigans Strona Główna » Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin